Czar homeopatii


Grzegorz Bacik

Środki homeopatyczne, choć często sprzedawane w aptekach, nie są lekarstwami. Korzystanie z nich może mieć opłakane skutki dla zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego.

Coraz częściej mówi się o niezwykłej skuteczności leków homeopatycznych. Znajomi przekazują sobie adresy znanych i ponoć skutecznych lekarzy homeopatów. Homeopatia wdarła się w nasze życie już tak mocno, że wiele osób nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, jakiego lekarstwa zażywa, co przepisują im lekarze i co doradzają w aptece.
Ludzie zapominają o tym, że mianem „lekarza” można określić praktycznie każdego, a każdy dowolny specyfik nazwać lekarstwem. I to nawet taki, który nie ma najmniejszych właściwości leczniczych.

Brak dowodów

W kwietniu 2008 roku Naczelna Rada Lekarska wydała oświadczenie, w którym stwierdziła wyraźnie, że leki homeopatyczne nie leczą, a lekarze nie powinni ich popularyzować.
Jednym z powodów takiej opinii jest fakt, że nigdzie nie można znaleźć rzetelnych badań naukowych, które potwierdziłyby skuteczność leczniczą specyfików o charakterze homeopatycznym. Sami homeopaci bronią się tym, że nie stosuje się badań klinicznych, bo leki te dopuszczone są do obrotu według uproszczonej procedury.
Zdaniem warszawskiego lekarza pediatry dr Grażyny Ostapińskiej-Karaś, twierdzenia o skuteczności homeopatii nie są wiarygodne, gdyż nie jest ona dziedziną medycyny akademickiej, a jej metody diagnostyczne i lecznicze nie są potwierdzone naukowo. Sama lekarka potwierdziła na łamach tygodnika „Pani Domu”, że w swojej 25-letniej praktyce lekarskiej nie zaobserwowała korzystnych efektów homeopatii i nie zaleca jej swoim pacjentom.

Siła rozcieńczania

Mówiąc o homeopatii, nie chodzi tylko o to, aby wykazać szkodliwość tych środków. Ryzyko związane z ich stosowaniem tkwi przede wszystkim w procesie ich przygotowania. Zacznijmy od tego, że twórcą homeopatii jest niemiecki lekarz Samuel Hahnemann (1755-1843), który był także znanym okultystą. Twierdził on, że nie ma znaczenia zawartość substancji wyjściowej, ale duchowa siła, która nadaje substancji energię. Jak mówią niektórzy homeopaci, chory niekoniecznie musi zażywać substancję homeopatyczną, ale wystarczy, że będzie ją nosił w kieszeni, a jej energia będzie na niego oddziaływać. Działa ona jak pewnego rodzaju amulet.
Podłożem homeopatii jest zasada, że podobne leczy się podobnym. Na przykład, skoro cebula wywołuje łzy, ale i katar, to może ona być składnikiem środków homeopatycznych, mających leczyć katar. Należy jednak wyjaśnić, że kupując taki środek homeopatyczny, nie znajdziemy w nim wyciągu z cebuli ani z żadnej innej substancji, gdyż zostały one wiele razy rozcieńczone. Jeśli na opakowaniu lub ulotce w składzie substancji znajduje się opis typu „D 10” to oznacza on, że substancja bazowa występuje w stosunku 1 do 10 miliardów. Rozcieńczenie w wielu przypadkach osiąga proporcje 1 do kilku czy nawet kilkuset milionów. W ten sposób powstaje preparat, o którym można powiedzieć, że nie pamięta już tego, co było jego substancją wyjściową. Czy jest więc sens stosować coś, co w trakcie swojej produkcji, opartej na rozcieńczaniu, przestało już prawie istnieć? Homeopaci mają na to prostą odpowiedź, że woda ma swoją pamięć i pamięta substancję wyjściową.

Niebezpieczna energia

Samo rozcieńczanie nie jest także głównym celem homeopatii. To maksymalne rozcieńczanie substancji wyjściowej jest efektem ubocznym energetyzowania preparatu homeopatycznego. W ten sposób wchodzi się już w krąg tzw. medycyny niekonwencjonalnej, czyli okultystycznej. Preparat jest dlatego tak mocno rozcieńczany, gdyż „zawodowy” homeopata twierdzi, że częste potrząsanie i mieszanie wzbogaca preparat w energię. Jest to tak zwana dynamizacja. Oznaczenie „D” – określające stopień rozcieńczenia – nazywa się potencjalizacją. Sam twórca homeopatii Hahnemann twierdził, że nie ma znaczenia zawartość substancji wyjściowej. Mówił natomiast, że najważniejsza jest duża dynamizacja, nadająca substancji energię, którą sam określił jako siłę duchową.

Okultyzm i homeopatia

Jak wskazuje wiele źródeł, są ośrodki homeopatyczne, w których posługiwanie się okultyzmem jest rzeczą codzienną. Preparaty powstają tam przy współudziale okultystów. Według wielu badaczy tego problemu, między innymi francuskiego zakonnika ojca Josepha-Marie Verlinde, preparaty homeopatyczne tam produkowane powstają na podstawie seansów spirytystycznych, gdzie medium, nawiązując kontakt z duchem, uzyskuje recepturę i „zalecaną” wielkość rozcieńczenia. Stosowanie takich substancji homeopatycznych może z czasem wywoływać wiele problemów natury duchowej. Oczywiście istnieją także i takie laboratoria, w których produkcja środków homeopatycznych nie ma nic wspólnego z okultyzmem i preparaty tam powstające nie są poddawane maksymalnemu rozcieńczaniu. Z punktu widzenia medycyny akademickiej pozostają one zatem neutralne i nie są także przyczyną zagrożeń duchowych. Problematyczne pozostaje jednak rozeznanie, które środki homeopatyczne są wolne od praktyk okultystycznych, a które nie. Obecnie homeopatów dzieli się na trzy grupy, w zależności od poglądów, jakie reprezentują, i sposobu, w jaki produkują środki homeopatyczne.
Pierwsza grupa to homeopaci, którzy odżegnują się od magicznego działania homeopatii i nie „dynamizują” środków oraz nie poddają ich skrajnemu rozcieńczaniu. Druga grupa homeopatów to ci, którzy podpisują się pod teoriami twórcy homeopatii Hahnemanna i próbują w sposób naukowy wyjaśnić homeopatię. Ostatnia, trzecia grupa, to ci, którzy twardo trzymają się teorii twórcy homeopatii Hahnemanna. Dla nich astrologia i spirytyzm to codzienność. W grupie tej jest wielu, którzy poszukując odpowiednich leków, uciekają się do seansów spirytystycznych, gdzie za pośrednictwem medium pytają duchy o to, jakich środków użyć i jak je przygotować.

Grzegorz Bacik ekspertem w dziedzinie demonologii, okultyzmu, magii i satanizmu, współpracownikiem Sekretariatu Ewangelizacji prowadzonego przez ojców franciszkanów w Krakowie, gdzie pomaga osobom uwikłanym w problemy związane z okultyzmem i magią. Mąż i ojciec trzech synów.